Kiedy posłucha się porad, które okazjonalnie wygłaszają osobowości takie jak Zuckerberg, Jobs, czy Musk na jednym z pierwszych miejsc pojawia się pasja, częstokroć wyrażana banałem rób to co kochasz. Logika stoi za tym prosta – życie jest jak testy robotów w Boston Dynamics, próbujesz coś zrobić, a ono wytrąca ci to z ręki, próbujesz coś dogonić, a ono ucieka; jeśli mamy osiągnąć cokolwiek, co wymaga poświeceń, musimy to kochać, bo tylko dzięki temu się nie poddamy i nie pójdziemy szukać szczęścia w innym kierunku.
Mam wiele szczęścia, naprawdę jestem szczęściarzem, gdyż mam w życiu kilka pasji. Jedną z nich jest moja praca. Wykonuję to, co bezsprzecznie lubię. Po latach zmagań z tematem mogę chyba wręcz pokusić się o stwierdzenie, że kocham. Wszystkim tego życzę, bo jest prawdą, że mimo trudności, gorszych dni, chwil, miesięcy, mimo umiarkowanej nieraz satysfakcji, w zasadzie nadal i wciąż, dalej i bez przerwy nie widzi się innej alternatywy poza tym, co się kocha.
I może w relacjach damsko-męskich miłość podobną odgrywa rolę… Może Cohenowskie love’s the only engine of survival jest prawdziwe nie dlatego, że bez miłości skaczemy w przepaści bezsensu, w otchłanie rozpaczy, ale dlatego, że tylko kochając i to kochając prawdziwie, możemy przetrwać życie, tak trudne do przeżycia w pojedynkę, z kimś, kto inspiruje, wspiera i napędza. I może miłość romantyczna nie jest w żadnej mierze miłością, a w dużej mierze egoizmem połączonym z masochizmem?