2014

1. Praca.
2. Rynek pracy.
3. Pieniądze.
4. Czarodziejska góra.
5. Frustracja.
6. Her (Spike Jonze).
7. Warszawa wiosną.
8. Rozmowy rekrutacyjne.
9. Extremely loud and incredibly close.
10. Trapstep.
11. Australia.
12. Koniec i początek.
13. Przyjaźń > miłość.
14. Dziewczyna z poczty.
15. Rozmowa w Katedrze.
16. Nie kochać, lecz być kochanym.
17. Wizerunek > szczerość.
18. Twórczość = wytrwałość.
19. Włochy.
20. Wódka = narzędzie.
21. Miuosh – Prosto przed siebie.
22. Rynek kapitałowy.
23. Włodi – Wszystko z dymem
24. Sokół i Marysia Starosta – Czarna Biała Magia.
25. Doświadczenie > entuzjazm?
26. The Grand Budapest Hotel.
27. Schindler’s List.

Marzenia

Marek Dyjak w wywiadzie rzece opowiada, że chciałby pomieszkać w Portugalii, nawiązując tym do fado, portugalskiego bluesa, pieśniarstwa smutnego, melancholijnego, smakowania rozpaczy. Takie są i jego płyty – rozpaczliwe, dramatyczne, nie w tym jednak cel przywołania Dyjaka, bo moje uwielbienie dla rozpustnego taplania się w negacji szczęścia, w którym widzę głębię i specyficzną radość z brzmienia molowej tonacji zna każdy, komu choć odrobinę pozwoliłem zajrzeć w siebie. Idzie o marzenia. Pozornie niewygórowane, a w istocie koszmarnie drogie. Sam przez pewien czas sądziłem, że pożywnie dla życiorysu byłoby spędzić w każdym z krajów Europy rok lub dwa. Wmawiałem sobie coś, o czym dziś wiem już, że było naiwnością – że mianowicie można ten czas wypełnić pracą. Etat zabija. Powiedzmy wprost – nie sposób poczuć życia spędzając je na pracy. Te same biura, te same twarze, co dnia, czynności mechaniczne, robotyzacja jednostki redukująca osobowość do zbioru danych osobowych, biometrycznych, lajków na fejsie i historii kredytowej. Kogo jednak stać na choćby rok w Portugalii, czy Danii spędzony na spacerach po miastach, lekturze, być może zaczerpywaniu języka lub poznawaniu ludzi? Lifestyle i wolność sprowadzają się – co za banał – do wyboru między Nike, a Reebookiem, Apple, a Samsungiem i sneakersami, a trampkami. Im starsze daty urodzenia tym większa redukcja osobowości. Rozglądam się wokół i coraz mniej ludzi dostrzegam. Więcej życia we wspomnieniach dwóch J., kilku M., jakiegoś P., zapomnianej omal S.. Juwenilne wykwity różnorodności, która w kilka lat zredukowała się jak zbiór potencjalnych wyników równania w miarę jego rozwiązywania. Nawet te porównania powtarzam sam za sobą. Ot, starość.